12/07/2014

Rozdział 2

*Pół godziny później*
       
Z zamyślenia wyrwało mnie szarpnięcie samochodem i głośne przekleństwo Irwina. Natychmiast wychyliłam się tak, żeby widzieć drogę przed nami. Zrobiłam to w samą porę by ujrzeć odjeżdżające już auto, które prawdopodobnie zajechało nam drogę.

- Ash, co się stało?

- Nic, jakiś ch... -w połowie słowa chłopak przypomniał sobie, że z tyłu siedzi pięcioletnie dziecko, które z niezwykłą łatwością zapamiętywało nowe słowa - chłopak zajechał nam drogę. Ledwo wyhamowałem.

- Nieostrożni kierowcy działają ci na nerwy, co? - Ashton skinął głową

- Nie wiem, kto wydaje takim prawo jazdy. - westchnęłam na znak zgody z jego opinią po czym wyjrzałam za okno

- Daleko jeszcze?

- Nie, jakieś trzy minuty i jesteśmy.

- Dzięki Bogu. Jeszcze pięć minut i bym nie wysiedział. - Hood postanowił włączyć się do rozmowy

- A co, tak bardzo przeszkadza ci nasze towarzystwo? – powiedziałam zaczepnym tonem

- Właśnie, Hood, jak coś ci nie pasuje, to masz dwie zdrowe nogi, na których możesz spokojnie dojść na piechotę. – Michael dołączył się do naszej mini wojny, oczywiście nie odrywając wzroku od ekranu swojego telefonu

- O ile trafi na miejsce. – po komentarzu Luke’a wszyscy zaczęliśmy się śmiać, Cal natomiast zrobił obrażoną minę, co mogłam dostrzec we wstecznym lusterku. Cała nasza paczka doskonale wiedziała, że Calum ma problemy z orientacją w terenie i nigdy nie przepuszczaliśmy okazji, by mu dogryźć.

- Odpierdolcie się wszyscy. – reakcja naszej ofiary wywołała jeszcze większą salwę śmiechu, a sam poszkodowany zsunął się po oparciu fotela i zaczął udawać, że jest niewidzialny

- Też cię kochamy, Cal! – ledwo udało mi się cokolwiek wykrztusić przez niekończący się napad wesołości. Niestety moja radość szybko wyparowała przez mojego brata, który jak już wcześniej wspomniałam miał niezwykłą pamięć do nowo zasłyszanych słów.

- Tak, odpierdolcie się! - zamarłam z przerażenia. Chłopcy natomiast postanowili obrócić zaistniałą sytuację by jeszcze trochę podokuczać Hoodowi. Z miłości oczywiście. Niestety nie pojmowali jednej rzeczy: jeśli moja mama dowie się o tym, że nauczyłam Eda takiego słowa, będę miała jesień średniowiecza. I nie będzie jej obchodziło, że idiota, zwany też Calumem, nie posiada czegoś takiego jak hamulec werbalny. Stąd moja przesadzona reakcja.

- Edward! Nie wolno ci tak mówić, rozumiesz?! - mały spojrzał się na mnie ze strachem w oczach. Wiedział, że skoro użyłam jego pełnego imienia ma poważne kłopoty. Jednak szybko się zreflektował i zrobił minę przejechanego szczeniaczka.

-Czemu? Calum tak powiedział. -westchnęłam głośno
 
- Tak, ale Calum to skończony dureń. - moja uwaga oczywiście spotkała się z jękiem protestu ze strony dzisiejszej ofiary. Po chwili namysłu musiałam sprostować jedną rzecz - Tego też nie powtarzaj.

- Ale czemu? - pięciolatek brnął w zaparte, jak to dzieci w jego wieku. Na szczęście Ash przybył mi z pomocą.

- Ponieważ takie słowa są brzydkie i jeśli będziesz ich używał, wszyscy będą cię uważali za niegrzecznego chłopca. - Irwin doskonale wiedział, że Ed ma obsesję na punkcie tego, jak postrzegają go inni ludzie. Chłopczyk zrobił wielkie oczy i spojrzał na dwudziestolatka z niepokojem.

- Naprawdę?

- Naprawdę. - Ashton przytaknął mojemu bratu, a Cal także postanowił przekonać młodego o tym, jakim jest złym przykładem

- Twoja siostra i Ash mają rację, Ed. Nie powtarzaj tych słów bo będziesz miał kłopoty. - mój brat zamilknął na chwilę po czym skinął głową i jakby to było za mało, ponownie się odezwał

- Dobrze. - w duchu dziękowałam na kolanach chłopakom za pomoc

- Obiecujesz? - musiałam wymusić na nim wymówienie magicznego słowa. To była jego kolejna obsesja - obietnica dla tego malucha to świętość. A szczególnie taka na mały palec.

- Obiecuję. -  Ed spojrzał na mnie tak, jakby właśnie podpisał ustawę o oddaniu Alaski Rosji. Luke wyciągnął w stronę malca swoją dużą dłoń z wystawionym właśnie małym palcem, na którym zawsze nosił srebrny pierścionek.

- Na mały palec? - pięciolatek spojrzał podejrzliwie na chłopaka po czym z zadowoleniem zgiął swój własny palec i przypieczętował paluszkową przysięgę jednocześnie potrząsając ręką

- Na mały palec. - chłopczyk wyprostował dłoń i uśmiechnął się do Hemmingsa, który odwdzięczył mu się tym samym. Wtedy samochód zatrzymał się na parkingu.

- No, super. Kryzys przeklinania zażegnany, a my wreszcie możemy wysiąść. - Calumowi naprawdę spieszyło się do wyjścia z pojazdu

- Co cię tak przyszpiliło? - zażartowałam otwierając drzwi po mojej stronie auta. Cal odpowiedział mi już stojąc na zewnątrz

- Mój pęcherz mnie przyszpilił. - na chwilę mnie zatkało, ale szybko się ocknęłam i zaczęłam się śmiać. Ed już zdążył się zgramolić z moich kolan więc nic nie blokowało moich ruchów oprócz Luke'a. Ponieważ siedziałam bokiem gotowa do wyjścia, chłopak znajdował się za moimi plecami. Złapał mnie atak głupawki, a co za tym szło, częściowo straciłam kontrolę nad własnymi odruchami. Skończyło się na tym, że leżałam na kolanach Hemmingsa wymachując nogami jednocześnie trzymając się za brzuch i dusząc się ze śmiechu. Nawet nie wiem, czemu zareagowałam tak gwałtownie, odpowiedź Hooda wcale nie była aż tak zabawna. W tych krótkich momentach, kiedy udawało mi się otworzyć oczy, spostrzegłam, że chłopcy patrzą się na mnie jak na wariatkę, a Ed śmiał się razem ze mną. Chociaż tyle.
  
Kiedy po jakichś pięciu minutach udało mi się opanować głupawkę opuściłam nogi i spojrzałam się w górę na Luke'a i Michael’a, którzy mieli miny jakbym właśnie oznajmiła im, że widziałam białego królika w kamizelce.

- Ja rozumiem, że jesteś nienormalna, ale coś musi być z tobą mocno nie tak skoro śmiejesz się z tego, co powiedział Calum. - Michael nie mógł się powstrzymać i wciąż jeździł po Calumie, jednak ja postanowiłam to zakończyć.

- Ale on nie wyłysieje przez farbę do włosów, Mikey. - Michael spojrzał się na mnie z oburzeniem, ale ja zrealizowałam swój cel. Podniosłam się do pozycji siedzącej, przerzuciłam włosy przez ramię i wysiadłam z auta. Podniosłam ręce ponad głowę i wygięłam się do tyłu tym samym zmuszając zastałe mięśnie do pracy. Hemmings i Clifford szybko poszli w moje ślady i także wysiedli z samochodu. Ashton zamknął pojazd po czym ruszyliśmy w stronę kas. Ed złapał mnie za rękę i szedł wesoło podskakując. Początkowo Michael szedł za mną, ale szybko mnie dogonił i od tamtego momentu szliśmy ramię w ramię.

- Prawdziwy z ciebie party killer*, wiesz? - Mikey najwidoczniej miał do mnie pretensje o to, że przerwałam mu świetną zabawę pod tytułem "Dokucz Calumowi". Nie przeczę, sama czerpałam z tego przyjemność, ale Clifford ciągnął to za długo i żart sytuacyjny przestał być śmieszny.

- Słyszałeś kiedyś o czymś takim zwanym umiarem? - Michael spojrzał się na mnie jakby nie wiedział, o co chodzi jednocześnie unosząc lewą brew do góry. Westchnęłam pod nosem.

- Wiesz, nawet najlepsze żarty przestają być śmieszne po jakimś czasie. Nawet takie o pierdólstwie** Cala. - w tym momencie możecie stwierdzić, że jestem drętwa i nie mam poczucia humoru, ale prawda jest taka, że nienawidzę powtórek, stąd moja nieco przesadzona reakcja na kolejny żart Mikey'go. Chłopak tylko wzruszył ramionami. Jakieś dwa metry przed nami szła reszta grupy, o czym wiedzieli wszyscy znajdujący się w okręgu o promieniu mniej więcej dziesięciu metrów. Powód był bardzo prosty. Ash zaczął się śmiać z czegoś, co powiedział Luke. Nie zrozumcie mnie źle, cała nasza paczka uwielbiała ten śmiech, ale kiedy znajdowaliśmy się w miejscu publicznym nagle stawał się przeszkodą. Szczególnie w sytuacjach, kiedy staraliśmy się pozostać niezauważalnymi.
  
Gdy już znaleźliśmy się na terenie ZOO nawiedziło mnie dziwne uczucie. Czułam się tak, jakby ktoś mnie śledził. Ponieważ wtedy szłam obok Ashtona lekko trąciłam go w ramię zwracając jego uwagę.

- Co się stało? - starałam się zachowywać naturalnie, więc nie zaczęłam szeptać. Chciałam mieć pewność, że potencjalny stalker*** nie zacznie niczego podejrzewać.

- Mam wrażenie, że ktoś nas śledzi. - Ash uniósł brwi w wyrazie zdziwienia

- Mógłbyś dyskretnie sprawdzić, czy za nami nie idzie nikt podejrzany?

- Jasne, czekaj chwilę. - Irwin obrócił głowę zagadując Eda, który aktualnie siedział na barkach Luke'a. To dało mu możliwość swobodnego rozejrzenia się. Chłopak po chwili odwrócił się z powrotem w moją stronę.

- Nie jestem pewien. Jakieś siedem metrów za nami idzie jakiś facet, ale poza tym nie zauważyłem nikogo podejrzanego.

- Jest sam? Bez żony, dzieci?

- Nie widziałem nikogo obok niego, więc chyba tak.

- Dobra, dzięki.

- Jakby coś się działo, to mów. - Ashton wydawał się lekko zaniepokojony zaistniałą sytuacją

- Tak, wiem. - Ash traktował mnie bardziej jak młodszą siostrę niż jak przyjaciółkę, ale nie przeszkadzało mi to. Powodem może być fakt, że mam starszego brata, który uwielbia się ze mną drażnić. Nie zrozumcie mnie źle, dokuczaliśmy sobie codziennie, ale jakby przyszło co do czego, oddałabym za niego życie.
  
Nagle Ed zaczął piszczeć, co dało mi doskonałą okazję, by się odwrócić. Obróciłam się i zaczęłam iść tyłem patrząc się na brata jednocześnie kątem oka zerkając na tajemniczego mężczyznę. Faktycznie był sam. Nie mogłam dostrzec jego twarzy, bo kaptur bluzy miał nasunięty za daleko. Szybko odwróciłam się z powrotem. Moje myśli pędziły z prędkością światła. Facet był podejrzany, miałam co do tego niemalże stuprocentową pewność. Po pierwsze: jaki normalny dorosły mężczyzna przychodzi sam do ZOO? Po drugie: nie padało, a on uparcie szedł z kapturem naciągniętym na twarz, czyli chciał się zasłonić. Po trzecie: utrzymywał stały dystans między nami; kiedy my przyspieszaliśmy, on robił to samo, my zwalnialiśmy - on też. Po czwarte: kiedy zauważył, że się odwróciłam, pochylił się i wcisnął głowę między barki, co uniemożliwiło mi chociażby oszacowanie jego wzrostu. Jednak mimo wniosków, które udało mi się wyciągnąć, malutka część mojego mózgu wciąż nie mogła uwierzyć w to, że ktoś miałby nas śledzić. No bo w jakim celu? Żadne z nas nie było kimś ważnym. Byłam tak pochłonięta biciem się z własnymi myślami, że wpadłam na jakąś młodą dziewczynę. Natychmiast przeprosiłam i oddaliłam się zażenowana. Moja wpadka nie mogła ujść uwadze chłopców. Pierwszy podbiegł do mnie Luke. Musiał oddać komuś Eda, bo już nie trzymał pięciolatka. Hemmings położył swoją dużą dłoń na moim ramieniu i obrócił mnie w swoją stronę. Byłam zmuszona się zatrzymać.

- Wszystko w porządku? - zmarszczyłam brwi

- Tak.

- Na pewno? - Lukey wydawał się mocno zaniepokojony niegroźnym zderzeniem

- Tak. Jezu, Luke, wpadłam na kobietę, nie na samochód jadący z prędkością stu kilometrów na godzinę. - przewróciłam oczami, strzepnęłam rękę chłopaka z ramienia i ruszyłam przed siebie. Jednak już po kilku sekundach zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, że potraktowałam przyjaciela tak oschle. Jak się okazało, nie musiałam się wracać, żeby go przeprosić. Luke podszedł do mnie już po kilku sekundach. Odezwałam się zanim zdążył otworzyć usta.

- Przepraszam. Byłam trochę za ostra. - szłam wbijając wzrok w chodnik

- Spoko. - nastąpiła chwila ciszy, którą przerwał Hemmings - Co się stało? - chłopak wepchnął dłonie do kieszeni skórzanej kurtki, którą miał na sobie

- O co ci chodzi? - uniosłam głowę i spojrzałam na mojego towarzysza

- No, co się stało, że na nią wpadłaś. Nie mogłaś po prostu jej nie zauważyć. - uniosłam pytająco
brew. Jego pytanie delikatnie zbiło mnie z pantałyku.

- A to niby czemu? Nie mam oczu dookoła głowy. - Lukey uśmiechnął się w reakcji na mój komentarz

- Nie, ale zawsze przyglądasz się ludziom dookoła. Jakbyś chciała zapamiętać każdą osobę, która mijała cię danego dnia. - zmarszczyłam brwi. Sama nie zdawałam sobie z tego sprawy, musiałam to robić kompletnie podświadomie.

- Naprawdę?

- Mhm.

- Kiedy to zauważyłeś? - zadałam to pytanie poprzez czystą ciekawość

- Jakieś pół roku temu. Mieliśmy występ w parku a ty jak zawsze przyszłaś, żeby nas dopingować. Ale im więcej osób się zjawiało, tym mniej patrzyłaś na nas. Błądziłaś wzrokiem w tłumie, ale nie wyglądało to tak, jakbyś kogoś szukała, bo zatrzymywałaś się na każdej osobie z osobna.

- Co ty wtedy robiłeś, że miałeś czas na te wszystkie obserwacje? Znalazłeś czas na takie obserwacje podczas występu? - Hemmings uśmiechnął się delikatnie przygryzając dolną wargę. Nienawidziłam, kiedy to robił. Zawsze mnie to dekoncentrowało.

- Mam podzielną uwagę. - zaśmiałam się pod nosem. Doskonale wiedziałam, że ściemnia. Pamiętałam ten występ. Luke kilka razy pomylił tekst. Wtedy dowiedziałam się, co było tego powodem. Naszą rozmowę przerwała reszta chłopaków, która postanowiła się do nas dołączyć. Nie wiem, kto postawił tą tezę, ale zaczęliśmy dyskusję na temat zależności między liczbą publiczności na występie a tym, czy dzień show to sobota czy niedziela. Bardzo zaangażowałam się w naszą rozmowę, jednak myślami byłam gdzieś indziej. Wciąż rozmyślałam nad tajemniczym mężczyzną, który nadal nas śledził. Chyba nikt tego nie zauważył, ale po moim zderzeniu z nieznajomą nieznacznie zmniejszył odległość dzielącą naszą grupę i jego samego.

*Cztery godziny później*
 
Jazda powrotna upłynęła nam na słuchaniu opowieści Eda z przedszkola, w które szczególnie zaangażował się Calum. Ja wpatrywałam się w mijane przez nas drzewa próbując zignorować uciążliwy głód. Nie zjadłam nic od kolacji poprzedniego dnia. Pewnie chcecie wiedzieć czemu, skoro moja mama przygotowała każdemu z nas lunch? Otóż mądra Sam zapomniała wziąć ze sobą strzykawki z insuliną. I tak oto nie mogłam nic zjeść aż do momentu powrotu do domu. Wcześniejsze zakończenie wycieczki do ZOO było po części moją winą, bo w pewnym momencie zrobiło mi się słabo z głodu, więc Ashton zarządził natychmiastowy odwrót. Nie miałam nawet szansy zaprotestować. Bałam się, że Ed będzie zawiedziony, ale ku mojemu zaskoczeniu młody nawet na chwilę nie poskarżył się na to, że przeze mnie musiał zrezygnować z obejrzenia kilku gatunków.
    
Kiedy wreszcie dotarliśmy pod mój dom szybko otworzyłam drzwi auta, pomogłam bratu wysiąść z samochodu i sama wygramoliłam się z niego najszybciej jak umiałam. Pożegnałam się z chłopakami, a z wejściem do budynku poczekałam, aż odjadą z podjazdu. Wtedy jak błyskawica wparowałam do domu, przemierzyłam schody przeskakując po dwa stopnie naraz, wpadłam do mojego pokoju i chwyciłam strzykawkę z niezbędnym dla mnie hormonem. Natychmiast wstrzyknęłam sobie jej zawartość. Chwyciłam telefon, w którym nastawiłam minutnik na dziesięć minut. Tyle musiałam odczekać, zanim insulina zacznie działać. Odłożyłam urządzenie na łóżko jednocześnie starając się myśleć o wszystkim tylko nie o głodzie. Usiadłam na podłodze opierając się o ramę łóżka i zaczęłam wypakowywać rzeczy z torby, którą miałam dziś ze sobą. Nie wiem jakim cudem to wszystko się tam znalazło, ale udało mi się z niej wygrzebać ketchup w saszetce z KFC, działający długopis, wacik z pobrania krwi, pustą strzykawkę, opakowanie po plastrach nikotynowych, tabletki na gardło i patyczki do czyszczenia uszu. Zebrałam wszystko i już miałam wyrzucić to do kosza, ale coś przykuło moją uwagę. Na podłodze leżała zapisana karteczka, której wcześniej nie zauważyłam. Musiała wypaść mi z torby. Wrzuciłam śmieci do należnego im miejsca i podniosłam skrawek papieru z podłogi. Kartka była zapisana ładnym, równym charakterem pisma. Rozprostowałam papier i przeczytałam wiadomość.
                                       
"Następnym razem ukrywaj lepiej fakt, że wiesz, że cię śledzę.
                                                                       Powodzenia."
 
Zamarłam. Kiedy ten facet mógł mi to włożyć do torby? Jedyny moment, w którym miałam bliższy kontakt z kimś oprócz chłopaków to zderzenie z tą kobietą. Nagle wszystko do mnie dotarło. To ona musiała wsunąć mi liścik. Miałam wrażenie, że moje serce zaraz wyrwie mi się z klatki piersiowej. Poczułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła. Już miałam dzwonić do Luke'a, żeby mu o wszystkim powiedzieć, ale wpadłam na pomysł odwrócenia kartki na drugą stronę.
      
"Nawet nie myśl o powiadamianiu kogokolwiek. Wiem, czyje życia  dla ciebie najważniejsze."
 
Zamknęłam oczy, Miałam wrażenie, że to jakiś zły sen. Przez moment próbowałam przekonać samą siebie, że to pewnie jakiś głupi żart, ale fakt, że ktoś nas śledził był niemożliwy do zignorowania. Nie wiedziałam, co mam robić ani jak uda mi się zataić te wiadomości przez chłopakami i przed Fletcherem. Zaczęłam panikować. Potrzebowałam pomocy, ale jednocześnie nie mogłam nikomu powiedzieć. Poczułam łzy strachu napływające do moich oczu, jednak szybko się opanowałam. Nie mogłam dać temu mężczyźnie satysfakcji z tego, że udało mu się mnie przestraszyć. Musiałam wziąć się w garść i udawać, że nic się nie stało. Wtedy zadzwonił ustawiony przeze mnie minutnik. Podeszłam do komórki, wyłączyłam alarm, wzięłam kilka głębokich oddechów i wyszłam z pokoju. Jeszcze nie wiedziałam, co zrobię, ale po mojej głowie krążyła jedna myśl, dzięki której udało mi się pokonać strach: nie mogę dać się złamać.
_________________________________________________________________
* osoba, która przerywa imprezę, dosłownie zabijacz przyjęć
** słowo wymyślone przeze mnie, myślę, że się domyślicie, o co mi chodziło ;)
*** osoba, która kogoś prześladuje: śledzi, zdobywa informacje i generalnie nie daje ci spokoju

Hej :) Więc jest nowy rozdział :) Jeszcze raz przepraszam za tą horrendalnie długą przerwę. Chciałam wstawić ten rozdział wczoraj jako prezent na Mikołajki, ale nie wyszło :/ Mimo wszystko życzę wam wspaniałego szóstego grudnia ;) 

1 komentarz:

  1. Okej, okej.
    To było takie dosyć dziwne.
    CHOLERA! JUŻ WIEM CO TEN ZBOCZENIEC W KOŚCIELE CHCIAŁ ODE MNIE I OD MOJEJ KOLEŻANKI PRZYSUWAJĄC SIĘ TAK BLISKO!
    Idę przeszukać kurtkę!
    Dobra, to potem.
    Czyli mama kocha wszystkich, bo wiedziała o tym, że Sam nie wzięła insuliny i i tak nic nie zje.
    Co ja bym poczyniła w chwili ogarnięcia, że ktoś mnie śledzi?
    'Przepraszam Pana, która godzina, bo te ofiary losu, z którymi tu przyjechałam są tak szczęśliwi, że ani czasu ani pieniędzy nie liczą'
    Sorry jestem trochę inna.
    Osobiście jestem team Edy!
    Nie wyłapałam literówek.
    Chyba...
    A nawet jeśli to zapomniałam ;)



    Sativa

    OdpowiedzUsuń