2/04/2015

Rozdział 8

14 listopada 2014
9 dni przed katastrofą

Leżałam na łóżku przykryta kocem i zwinięta w kłębek. Był środek dnia, ale rolety w moim pokoju były zasłonięte, a światła zgaszone. Pomimo tego, że był czwartek, to zostałam w domu. Powód był bardzo prosty: rano obudziłam się ze straszliwą migreną i bólem brzucha. Wspólnie z rodzicami zgodziliśmy się, że powinnam zostać w domu. Spałam do trzynastej. Kiedy już się obudziłam, zaczęła się katorga. Żadne leki nie działały, więc pozostawało mi zagrzebać się pod kołdrą i umierać.
 Chciałam zadzwonić po Fletchera, ale w czwartki miał zmianę w kawiarni. Potem nabrałam ochoty na towarzystwo Amy, jednak ona była w szkole. Do chłopaków nawet nie próbowałam dzwonić, bo pewnie mieli próbę, a ja nie chciałam im przeszkadzać, więc po prostu leżałam i starałam się zignorować pulsujący ból.

Nagle błogą ciszę przerwał ogłuszająco głośny refren piosenki "It's Time" zespołu Imagine Dragons. Zdenerwowana wygrzebałam się spod pościeli i złapałam mój telefon jednocześnie przeciągając palcem po ekranie by odebrać połączenie. Przy całym pośpiechu, żeby wyzbyć się hałasu nie zdążyłam zarejestrować kto dzwoni. Przycisnęłam urządzenie do ucha jednocześnie masując sobie skroń wolną ręką.

- Halo? - normalnie bym się wkurzyła, ale głowa dawała o sobie znać zdecydowanie za mocno na krzyki

- Wszystko w porządku? - odpowiedział mi znajomy głos. Nie wiem, czego się spodziewałam. Kto inny mógł dzwonić?

- Nie do końca. Skąd wiedziałeś, że coś jest nie tak? - powiedziałam niemalże szeptem

- Amy do mnie napisała, że zostałaś w domu, więc pomyślałem, że coś musi być na rzeczy. Dobrze się czujesz? - w głosie chłopaka było słychać autentyczną troskę

- Pewnie ma kaca! Jak ci się balowało bez nas, Sammy? - usłyszałam stłumiony głos Ashtona. Po chwili w słuchawce rozległ się jego charakterystyczny chichot.

- Ashton, możesz być ciszej z łaski swojej? - przez śmiech dwudziestolatka przebiło się zdanie mojego rozmówcy. Chwilę później do moich uszu dobiegło westchnięcie, po którym nastąpiło trzaśnięcie drzwiami. Dopiero wtedy Luke odezwał się ponownie.

- Sorry, musiałem przejść do innego pokoju. Więc jak?

- Źle. - przejechałam dłonią po twarzy i westchnęłam ciężko

- Czemu? - nie musiałam widzieć jego twarzy, żeby wiedzieć, że właśnie zmarszczył brwi

- Mam cholerną migrenę. Najgorsze jest to, że nawet nie wiem od czego.

- Chcesz, żebym przyjechał? - spodziewałam się tego, że takie pytanie padnie podczas tej rozmowy

- Nie, dam sobie radę. Poza tym pewnie macie próbę, a ja nie chcę wam krzyżować planów tylko przez głupi ból głowy. - po mojej wypowiedzi Luke prychnął z oburzeniem

- Żartujesz sobie? Siedź w miejscu, będę u  ciebie za piętnaście minut.

- Luke, a niby gdzie mam iść? Przecież aktualnie światło słoneczne mnie drażni. - w słuchawce nastała cisza spowodowana zapewne tym, że Hemmings zdał sobie sprawę z tego, iż stwierdzenie bym "Siedziała w miejscu" w tym przypadku było co najmniej śmieszne

- Fakt. Ale tak czy siak czekaj na mnie, ok?

- Jasne. Do zobaczenia. - odsunęłam telefon od ucha i zakończyłam połączenie. Niepewnie spojrzałam w stronę drzwi od mojego pokoju, które prowadziły na korytarz. Skrzywiłam się nieznacznie i biorąc wszystkie niezbędne rzeczy w dłoń wyszłam z pomieszczenia kierując się w stronę schodów. Zeszłam nimi na dół przesuwając wolną ręką po poręczy. Nogi poniosły mnie najpierw do czarnej kanapy w salonie, gdzie odłożyłam przedmioty zabrane z góry. Następnie powędrowałam do kuchni i wzięłam drugą już tego dnia tabletkę na ból głowy. Dopiero wtedy wróciłam do siebie tylko po to, żeby przenieść koc, którym miałam zamiar się przykryć. Gdy już udało mi się dotrzeć do kanapy i wygodnie położyć, usłyszałam dźwięk wydawany przez dzwonek do drzwi. Wydałam z siebie cichy jęk zrezygnowania i zgramoliłam się z mebla, żeby wpuścić Luke'a do domu. W sumie miałam gdzieś to, że moje włosy były  w jednym wielkim nieładzie oraz to, że byłam ubrana w pogniecioną piżamę. Hemmings widział mnie w gorszym stanie.

Jednym szybkim ruchem otworzyłam drzwi, a wolną dłonią zasłoniłam twarz by ochronić oczy przed drażniącymi promieniami listopadowego słońca. Pogoda tamtego dnia była zadziwiająco dobra, ale oczywiście mam takie szczęście, że akurat tamtego dnia musiałam zachorować.

- Wchodź, szybko. - odsunęłam się w bok, żeby przepuścić przyjaciela, po czym błyskawicznie zamknęłam drzwi. Niestety za mocno odepchnęłam je od siebie, więc w rezultacie po pomieszczeniu rozszedł się głośny trzask. Skrzywiłam się zaciskając powieki jakby ten gest miałby mi pomóc w wyciszeniu hałasu, który sama spowodowałam.

- Aż tak źle, co? - gdy do moich uszu doleciał głos Luke'a powoli otworzyłam oczy

- Nawet nie pytaj. Jakby mnie ktoś napierdalał łopatą w głowę. - odpowiedziałam masując sobie czoło

- Gdzie się rozłożyłaś? - chłopak rozejrzał się po przedpokoju i spojrzał na mnie pytająco. Bez słowa wskazałam palcem na salon po czym ruszyłam w stronę kanapy. Nie musiałam się oglądać, żeby wiedzieć, że Luke szedł za mną. Zgarnęłam rzeczy, które zniosłam wcześniej i przełożyłam je na fotel stojący obok. Dopiero wtedy usiadłam podkulając kolana i przykrywając się moim ulubionym kocem, który naciągnęłam aż pod brodę.

Nagle jakimś magicznym sposobem czyjaś dłoń znalazła się na moim czole. Jeszcze w sobotę przestraszyłabym się nie na żarty, ale mężczyzna, który mnie nękał siedział w areszcie, więc nie miałam się o co martwić. Odchyliłam głowę do tyłu i ujrzałam Hemmingsa nachylającego się nade mną z zaniepokojonym wyrazem twarzy. Wyglądał trochę zabawnie. Z moich ust uleciał cichy chichot.

- Z czego się śmiejesz? - zdziwiony chłopak zadał mi pytanie zabierając rękę z mojej twarzy

- Śmiesznie wyglądasz. - uśmiechnęłam się i uniosłam lewą dłoń sięgając do czoła przyjaciela. Położyłam kciuk pomiędzy jego brwiami i delikatnie przycisnęłam palec do skóry.

- Co robisz?

- Prasuję ci zmarszczkę między brwiami, nie dziękuj. - Luke nieznacznie uniósł kąciki ust i spojrzał się na mnie z rozbawieniem w oczach

- Siedź na tej kanapie, a ja pójdę po termometr i jakieś tabletki.

- Okej. - usiadłam prosto i opatuliłam się szczelniej kocem. Nie zdziwiła mnie wiadomość, że najwidoczniej mam gorączkę. Położyłam głowę o oparcie kanapy cierpliwie czekając na powrót Hemmingsa. Oczekiwanie przerwał dzwonek telefonu. Z nieszczęśliwą miną sięgnęłam po sprzęt i spojrzałam na ekran. Gdy zobaczyłam, kto dzwonił, moją twarz natychmiast rozświetlił uśmiech. Przeciągnęłam kciukiem po ekranie i przyłożyłam urządzenie do ucha.

- Jak się czuje moja cudowna dziewczyna? - Flee rozpoczął rozmowę

- Kiepsko. Skąd wiedziałeś, że...

- Amelia. - nawet nie musiałam kończyć pytania, Fletcher udzielił odpowiedzi wcześniej

- No tak.

- Jest tam ktoś z tobą? - jego głos zdradzał jedynie troskę o moje dobro

- Tak, Luke przyjechał. Właśnie szuka termometru. - dosłownie sekundę po wypowiedzianym przeze mnie zdaniu z góry rozległo się głośne przekleństwo

- Kurwa!

- Co to było? - bluźnierstwo było na tyle głośne, że usłyszał je nawet Caine

- Luke chyba znalazł to, czego szukał. - po drugiej stronie słuchawki chłopak głośno się roześmiał, w reakcji na co skrzywiłam się nieznacznie

- Flee, możesz trochę ciszej się śmiać? Mam cię przy uchu, a głowa mnie boli.

- Oh, jasne, Przepraszam, skarbie. - tylko po tonie jego głosu byłam w stanie stwierdzić, że nie chciał, żebym przez niego cierpiała. Słabo się uśmiechnęłam.

- Nie ma sprawy. Muszę kończyć, pogadamy później, dobrze?

- Okej. Kocham cię! - chłopak zawsze mi to mówił pod koniec rozmów telefonicznych

- Ja ciebie też. - odsunęłam telefon od twarzy i zakończyłam połączenie. Powiedziałam, że nie mogę dłużej rozmawiać, bo usłyszałam Luke'a schodzącego po schodach, co łączyło się z mierzeniem temperatury. Położyłam telefon na podłokietniku mebla w tym samym momencie, w którym przyjaciel zaszedł mnie od tyłu składając pocałunek na czole. Podał mi termometr, który posłusznie wsadziłam sobie pod koszulkę. W międzyczasie Hemmings usiadł obok mnie, dopiero wtedy zauważyłam strzykawkę w jego prawej ręce.

- Po co ci to? - zapytałam zdziwiona

- No, pomyślałem, że pewnie nie jadłaś śniadania, bo wyglądasz, jakbyś dopiero co wstała, więc ummm, przyniosłem ci to, żebyś mogła coś zjeść. - zdenerwowany chłopak przekładał sprzęt z jednej dłoni do drugiej

- Dzięki. I nie denerwuj się tak, nie gryzę. - odpowiedziałam odbierając od niego plastikowy przedmiot i podwijając skrawek koszulki. Szybko wykonałam zastrzyk i odłożyłam strzykawkę na stolik stojący obok mebla, na którym siedzieliśmy.

- Wiem, ale myślałem, że się zdenerwujesz, bo grzebałem w twoich rzeczach. - Luke rozluźnił się i spojrzał na mnie zaciekawiony

- Nie mam siły na darcie się. Tak właściwie to czemu przekląłeś na górze? - Hemmings podrapał się po karku, jakby moje pytanie było dla niego niewygodne

- Będziesz się śmiać.

- Będę, ale i tak powiedz. - blondyn spojrzał na mnie z wyrzutem, po czym westchnął i wymruczał coś tak cicho, że nie usłyszałam ani słowa - Musisz powtórzyć.

- Nie. Powiedziałem raz, starczy. - na jego twarzy pojawiła się naburmuszona mina, ale ja wiedziałam, jak temu zaradzić. Zaczęłam go łaskotać w szyję. Luke prawie natychmiast przycisnął głowę do ciała w geście obronnym, jednocześnie przygniatając mi palce. Siłą wyszarpnęłam dłoń i uśmiechnęłam się przebiegle.

- Powiesz mi, albo będę cię dalej łaskotać. - zagroziłam pewnym głosem. Przyjaciel spojrzał na mnie szczerząc się jak głupi do sera.

- Nie zrobisz tego, bo masz migrenę, a ja zawsze się drę jak mnie łaskoczesz. - tu mnie miał. Wydałam z siebie jęk zrezygnowania.

- No weź mi powiedz, proszę. - Hemmings wciąż trzymał język za zębami, więc przybliżyłam się do niego uważając na termometr - Luke? Lukeeey? Błagam! - zrobiłam minkę przejechanego szczeniaczka, na niego zawsze to działało. Nie pomyliłam się. Już po kilku sekundach zmiękł.

- Oj no dobra! Zapomniałem, że u was w łazience jest skos i jak się prostowałem, to walnąłem się z całej siły w głowę i upuściłem telefon, więc się po niego pochyliłem i znowu się wyprostowałem i...

- Znowu walnąłeś głową w skos?

- Tak. - parsknęłam śmiechem i powoli wstałam z kanapy. Obeszłam ją dookoła przystając dopiero wtedy, gdy zaszłam chłopaka od tyłu. Położyłam dłonie na jego głowie przeczesując włosy palcami.

- Co robisz? - zdezorientowany Luke postanowił się dowiedzieć, co mi odbiło

- Szukam guza. Albo siniaka. - odpowiedziałam chichocząc

- Ha ha, bardzo zabawne. - naburmuszony głos zdradzał niezadowolenie z tego, że się wyśmiewałam z jego niezdarności

- A żebyś wiedział, że tak. - ostatni raz zmierzwiłam mu włosy i pocałowałam go w czubek głowy - Nic ci nie będzie - wróciłam na swoje miejsce na kanapie. Niemalże w tym samym momencie, w którym usiadłam, termometr zapiszczał. Szybko wyjęłam go spod bluzki i odczytałam wartość liczbową

- 38,3°C. Skąd ty wytrzasnąłeś termometr z Celsjuszami? - zaciekawiona wpatrywałam się w urządzenie

- Był u was w łazience. - Hemmings podał mi opakowanie od urządzenia, do którego je włożyłam, po czym odłożyłam na stolik. Po krótkiej chwili Luke poderwał się z kanapy i ni z tego ni z owego ruszył w stronę kuchni. Niedługo potem wrócił do pokoju z talerzem kanapek w lewej ręce i kubkiem herbaty w prawej. Podszedł do mnie i postawił jedzenie obok mnie wręczając mi napój do ręki. Wdzięczna odebrałam to wszystko i zajęłam się jedzeniem.

- Dziękuję. - powiedziałam biorąc pierwszy gryz kanapki

- Nie ma za co, przecież nie przyszedłem tutaj po nic. Jak twoja głowa?

- Jest trochę lepiej. Proszki chyba zaczęły działać. - udzieliłam odpowiedzi zgodnie z prawdą. Następnie zapadła cisza, którą przerwałam dopiero po skończeniu posiłku. Aż do tamtego momentu nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo byłam głodna.

- To co robimy? - zapytałam upijając łyk herbaty i połykając lekarstwa przeciwgorączkowe, które Luke przyniósł wcześniej

- Jak to co? Jesteś chora, zostajemy w domu. Możemy coś obejrzeć jak chcesz. - na te słowa odrzuciłam koc obok siebie i zaczęłam wstawać, żeby pójść po komputer na górę, ale przyjaciel złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w dół.

- Siedź pod kocem, ja pójdę po laptopa. Gdzie jest? - chłopak wstał z kanapy i patrzył się na mnie wyczekująco

- W moim pokoju, powinien być na biurku.

- Okej. Zaraz wracam, nie zrób sobie nic. - uśmiechnął się delikatnie i skierował się w stronę schodów. Zostałam sama, przynajmniej na jakiś czas. Miałam możliwość zadzwonienia do Amy. Sięgnęłam po telefon, jednak zanim wybrałam jej numer spojrzałam na godzinę w prawym górnym rogu ekranu. Po upewnieniu się, że w szkole jest przerwa, weszłam w kontakty i zadzwoniłam. Dziewczyna odebrała po dwóch sygnałach.

- Witaj, leniuchu! Jak się czujesz?

- Byłoby lepiej, gdybyś nie darła się do słuchawki. - odpowiedziałam uśmiechając się

- Tylko się nie popłacz. I jak tam? - pierwsza część jej wypowiedzi była wyraźnie sarkastyczna

- Nie jest źle, Luke przyjechał i się mną zajmuje. - powiedziałam spoglądając w stronę schodów

- Super, po to do niego napisałam. A gdzie Fletcher?

- W kawiarni. Zadzwonił do mnie jakiś czas temu. Przecież do niego pisałaś.

- Fakt. Muszę kończyć, mam pracę domową do spisania. Kuruj się tam! - Amy rozłączyła się zanim zdążyłam odpowiedzieć choćby słowem. Zaśmiałam się pod nosem. Cała Solace, jak zawsze gdzieś goni. Położyłam urządzenie na kolanach i cierpliwie czekałam na Luke'a. Chłopak pojawił się w pokoju dopiero po kilku minutach.

- Co ci tyle zajęło? - zapytałam obserwując plecy przyjaciela, który aktualnie był zajęty ustawianiem komputera na stoliku tak, żeby było nam wygodnie

- Twój pierdolnik w pokoju mi tyle zajął. Mogłabyś czasem posprzątać, już u Clifforda jest czyściej. - oczami wyobraźni ujrzałam, jak Hemmings szczerzy się na myśl, że mnie zdenerwuje

- To mój pokój. Jeśli chcę mieć w nim burdel, to tobie nic do tego. - skrzyżowałam ręce opierając je na klatce piersiowej

- Dobra, bałagan bałaganem, ale dziwek tam nie było. - Luke odwrócił głowę, puścił do mnie oczko i wrócił do swojego poprzedniego zajęcia. Wydałam z siebie krótki jęk udawanego oburzenia, jednak nie pozostałam mu dłużna.

- To sprawdź swój pokój, mądralo. - prawie natychmiast pożałowałam swoich słów. Blondyn w zaskakującym tempie doskoczył do mnie i zaczął mnie łaskotać.

- Zemsta jest słodka, Sammy! - oczywiście kretyn wykrzyknął to niemalże do mojego ucha, więc skrzywiłam się z bólu pogłębionego nagłym hałasem, przy czym oczywiście nie byłam w stanie przestać się dusić ze śmiechu. Zaczęłam go okładać rękoma w nadziei, że odpuści.

- Puszczaj! Luke, błagam! - wydusiłam z siebie z wielkim trudem

- Pod warunkiem, że obiecasz, że będziesz grzeczna! - na jego twarzy malował się szeroki uśmiech

- Obiecuję! - po magicznym słowie tortury ustały. Zaczęłam głęboko oddychać próbując się uspokoić. Gdy ta sztuka już mi się udała, zajęłam moje poprzednie miejsce i klepnęłam Hemmingsa w ramię.

- To za to, że mi wrzasnąłeś prosto do ucha. Mam migrenę, pacanie!

- Przepraszam, poniosło mnie. Chodź tu. - mówiąc to poklepał dłonią miejsce bliżej siebie patrząc na
mnie wyczekująco. Spojrzałam na niego podejrzliwie.

- Oj no chodź, nie będę więcej krzyczał, okej? - dopiero po jego zapewnieniu uniosłam kąciki ust i przysunęłam się do chłopaka wtulając się w jego bok. Tak było mi zdecydowanie wygodniej i przyjemniej.

- To co oglądamy?

- "Strażników Galaktyki". Marvel?
- Marvel. - to była nasza tradycja, coś jak "Okej? Okej." z "Gwiazd Naszych Wina". Różnica polegała na tym, że my mówiliśmy to przed każdym filmem wytwórni Marvela, który mieliśmy oglądać. No i nie byliśmy parą. Tak czy siak, oboje zaśmialiśmy się cicho, po czym Luke pochylił się do klawiatury i wcisnął "Play".

Przez resztę dnia oglądaliśmy filmy. Po południu dołączyła do nas reszta chłopaków i Amy, więc na kanapie zrobiło się dosyć tłoczno, mało tego - prawie nie dało się niczego obejrzeć, bo wszyscy komentowali to, co działo się na ekranie. Na którymś seansie z rzędu zasnęłam oparta o ramię Hemmingsa.

Ten dzień dał mi poczucie bezpieczeństwa, którego potrzebowałam od dawna.

A może powinnam była powiedzieć "iluzję bezpieczeństwa"?

___________________________________________________________________________________

Taki trochę zapychacz ze spojlerem na końcu xD Słońca, przepraszam za to opóźnienie, nawet nie będę się tłumaczyć :( Ale spójrzcie na to z tej strony: nowy rozdział już w niedzielę! :D Już nie wiem, jak wam dziękować. Ponad 1000 wyświetleń i ponad 30 komentarzy, wow *_* Jesteście najlepsi, oby tak dalej ;) Zostawiajcie po sobie komentarze, bo zależy mi na waszej opinii :* Niestety nie przygotowałam nic na podziękowanie za 1000 wyświetleń, ale coś skombinuję, więc stay tuned ;)
 

WAŻNE: JEST HASHTAG NA TT: #Thunderff TWEETUJCIE, DAJCIE O SOBIE ZNAĆ ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz