5/25/2015

Rozdział 23

7 lutego 2015 / 8 lutego 2015
94 dni / 93 dni
Zanim opowiem wam to, co wydarzyło się w nocy z siódmego na ósmego, to wiedzcie, że miałam gorszy dzień. Bardzo gorszy. Musiałam się wyżyć, to wszystko. Nie, nie mówię o cięciu się, ale to, co zrobiłam, było przejawem masochizmu. Teraz słuchajcie.
Była sobota, późny wieczór. Miałam naprawdę dosyć. Od poprzedniego dnia babcia robiła mi wyrzuty za kiepską ocenę z matematyki, na dodatek Jace był nie w humorze i na wszystkich warczał, Luke się do mnie nie odzywał, bo znowu się pokłóciliśmy, a Calum, Michael i Ashton byli zajęci. Amelii nie było nawet w kraju, więc nie mogłam do niej pójść.
Miałam po dziurki w nosie bezczynnego leżenia na łóżku, więc zerwałam się z pościeli, zebrałam włosy i związałam je w kucyk, po czym zeszłam na dół biorąc po drodze papierosy, zapalniczkę, telefon, portfel i strzykawkę z insuliną, założyłam buty i kurtkę ignorując natarczywe pytania ze strony babci, gdzie idę o takiej późnej porze i wyszłam z domu. Jeśli zastanawiacie się, dlaczego wzięłam tradycyjne szlugi a nie elektryka, to nie miałam już innego wyjścia: babcia znalazła e-papierosa i mi go skonfiskowała.
Wracając, nie wiedziałam nawet, gdzie chciałam iść, po prostu szłam przed siebie patrząc na własne buty. Po około pięciu minutach zapaliłam papierosa i zaczęłam się nim zaciągać następnie puszczając kółka z dymu. Wiedziałam, że robię coś głupiego wychodząc z domu tak późno zważając na to, że ten psychopata jeszcze się nie odczepił, ale wtedy o tym nie myślałam. Potrzebowałam odpocząć od wszystkich z mojego otoczenia i odetchnąć świeżym powietrzem.
Szłam tak przez około dwadzieścia minut. Nie wiem, jak, ale finalnie znalazłam się przed wejściem do jednego z pubów. Odchyliłam głowę i spojrzałam na neon nad drzwiami, po czym rzuciłam szluga na ziemię, zgasiłam go butem i weszłam do środka. W budynku było zdecydowanie cieplej niż na zewnątrz, w końcu był luty. Wchodząc zdjęłam z siebie grubą kurtkę i powiesiłam ją na wieszaku. 
Rozejrzałam się po lokalu. W boksach siedziało kilku podejrzanych typów, a przy barze siedział facet w garniturze, który wyglądał, jakby nie był prany od wieków.
Nie zraziło mnie to. Zdecydowanym krokiem podeszłam do baru i poprosiłam barmana o drinka. Nie bałam się tego, że mnie wylegitymuje, ten bar był jednym z tych, w którym wszyscy mieli w nosie komu sprzedają alkohol. Wiedziałam o tym, ponieważ Amy mi kiedyś opowiadała.
Przesiedziałam tam dobre dwie godziny zachowując się jak rasowy mężczyzna, który topi problemy w alkoholu, ale naprawdę miałam to gdzieś. Byłam już nieźle wstawiona kiedy dosiadł się do mnie ten facet w garniturze, którego przyuważyłam wcześniej. Byłam zdziwiona, że przesiedział tyle czasu w tym pubie i jeszcze sobie nie poszedł.
- Miło cię widzieć po tak długim czasie, Sam. Co u taty? - mężczyzna zapytał patrząc prosto na mnie. Byłam tak zdziwiona, że ledwo wydukałam to, co chciałam powiedzieć.
- Skąd pan mnie zna? - na moje pytanie facet zaczął się śmiać jakbym powiedziała coś śmiesznego
- Przychodziłem do waszego domu odkąd twoja matka wyszła za Tony'ego. Nic dziwnego, że mnie nie pamiętasz, byłaś malutka. - stwierdził wypijając trochę piwa ze swojego kufla
- Po co pan mnie zaczepia? - stwierdziłam, że może jeśli zachowam się jak potulne dziecko, to sobie pójdzie
- Co u twojego ojca, Sam?
- Nie żyje, po co chcesz to wiedzieć? - wkurzył mnie tym pytaniem, dlatego odpuściłam sobie formy grzecznościowe i spojrzałam mu prosto w oczy wzrokiem, po którym chłopcy zazwyczaj uciekali gdzie pieprz rośnie
- O, nagle przeszłaś na ty. Powiedziałem coś nie tak? - facet zapytał sarkastycznym tonem
- Zamknij się z łaski swojej. - już się we mnie gotowało, a alkohol, który przyswoiłam rozwiązał mi język
- Rodzice nie nauczyli cię szacunku dla starszych?
- Nie dla takich chujów jak ty.
- Oj, nieładnie! Jak to brzmi z ust takiej damy? - znów sarkazm
- Odpierdol się. - czułam, że zaraz wybuchnę
- Chcesz wiedzieć, co twój ojciec zrobił? Jaki był? Był gnojem, który uważał się za władcę wszechświata, oto cały Tony, droga Sam. Wiesz, co ten skurwysyn zrobił? Zwolnił mnie! Za nic! - mężczyzna podniósł głos i zaczął użalać się nad sobą jak pięcioletnie dziecko
- Na pewno miał powód, na przykład twoje zarozumialstwo.
- Nie, właśnie nie miał powodu. Wywalił mnie na zbity pysk z firmy bez żadnego wyjaśnienia, rozumiesz? Skurwiel jebany! Dobrze, że nie żyje, należało mu się! - w tym momencie puściły mi hamulce. Nie miałam samokontroli, nie myślałam o konsekwencjach, po prostu wstałam, zamachnęłam się i przypierdoliłam temu facetowi prosto w twarz. Mężczyzna zleciał z krzesła pod wpływem uderzenia, a ja stałam tam z uniesioną pięścią dysząc z wściekłości. Barman był na zapleczu, więc nawet się nie zorientował, że coś się działo.
Facet szybko się podniósł, otarł twarz i z uśmieszkiem samozadowolenia złapał za moje włosy i szarpnął nimi tak, że stałam zgięta w pół.
- Co, hamulce ci puściły? Nie jesteś już takim aniołkiem jak kiedyś, z resztą zawsze byłaś temperamentna. Chcesz zobaczyć, co się dzieje, kiedy mi puszczają hamulce? - nie myśląc nad tym, co robię i jakie to może pociągnąć za sobą konsekwencje, wyrwałam się i splunęłam prosto na jego twarz. Ten otarł ślinę rękawem, po czym złapał mnie za rękę nie pozwalając mi uciec. Nikogo oprócz nas nie było już w pubie, barman pewnie by mnie nie usłyszał, poza tym nie chciałam wyjść na słabą wołając o pomoc. Wiem, głupie, ale alkohol robił swoje. Kiedy wypijam za dużo zawsze mam idiotyczne pomysły i nagle robię się odważniejsza.
Mężczyzna spojrzał na mnie wściekły, po czym zamachnął się i uderzył prosto w moją twarz. 

Poczułam, jak się przewracam, a na języku rozpoznałam metaliczny posmak krwi. Musiał mi przeciąć wargę, uderzenie było naprawdę mocne.
Upadłam na podłogę z głośnym łoskotem, a facet nie zamierzał przestawać. Kopał mnie w plecy i w brzuch, okazyjnie obrywałam też w twarz. Próbując zminimalizować obrażenia zwinęłam się w kłębek i założyłam ręce na kark czekając, aż ktoś przyjdzie mi pomóc, ale nikt się nie pojawiał. W końcu usłyszałam kroki dochodzące z zaplecza, a po chwili po pomieszczeniu rozległ się krzyk barmana. Uderzenia nagle ustały, a właściciel wyrzucił tego chuja na ulicę. Nie zwracając uwagi na ból rozchodzący się po całym moim ciele podniosłam się z podłogi i udając, że nic mi nie jest pożegnałam się z barmanem i wyszłam na zewnątrz uprzednio zakładając kurtkę. Skierowałam się do domu Hemmingsa licząc na to, że pomimo stanu wojennego przyjmie mnie do siebie. Nie mogłam wrócić do domu w takim stanie, a podświadomie liczyłam na to, że alkohol rozwiąże mi język jeszcze bardziej i zbiorę się do tego, by opowiedzieć mu co wydarzyło się tamtego wieczoru, kiedy odprowadzałam go do domu. Oczywiście spacer nie mógł się odbyć bez wypalenia kolejnych dwóch szlugów na ukojenie nerwów.
Dotarłam pod mieszkanie Hemmingsa po pół godzinie. Zawahałam się przez chwilę, po czym nacisnęłam dzwonek czekając na to, aż Luke otworzy drzwi. Mentalnie przygotowywałam się na oschłe "Czego chcesz?" i błaganie go o to, żeby mnie przechował. Tak, straciłam resztki godności.
Jednak kiedy mój przyjaciel otworzył drzwi, najpierw rozchylił usta, prawdopodobnie po to, by się zapytać co tu robię o takiej porze, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć musiał zauważyć, jak wyglądałam, dlatego bez słowa przepuścił mnie w drzwiach. Kiedy już weszłam do środka, chłopak zamknął mieszkanie i spojrzał na mnie z troską.
- Zanim zaczniesz wygłaszać kazania, to to ja zaczęłam bójkę z facetem, z którym nie miałam szans, okej? Wiem, że jesteśmy skłóceni, ale nie wrócę tak do domu, a reszta gdzieś wyszła. - wyrzuciłam z siebie wszystko na jednym wydechu
- Nawet gdybyśmy byli od razu po kłótni nie wyrzuciłbym cię z mieszkania w takim stanie, Sam, pomyśl. Chodź do łazienki, musimy cię ogarnąć. - uśmiechnęłam się do niego, po czym przetrawiłam to, co powiedział i zmartwiałam
- Co, jest tak źle?
- Widziałaś się w lustrze? - Hemmings próbował być zabawny, ale mu nie wychodziło
- No nie. - odpowiedziałam niepewnie. Chyba wolałam siebie nie widzieć.
- No właśnie. Chodź. - mówiąc to Luke złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w kierunku łazienki. 
Tam posadził mnie na sedesie, przyniósł apteczkę pierwszej pomocy i uklęknął przede mną. Uważnie obserwowałam każdy jego ruch mogąc bezkarnie na niego patrzeć. Chłopak najpierw nasączył chusteczkę wodą i zaczął zmywać z mojej twarzy zaschniętą już krew jednocześnie ze mną rozmawiając.
- Jakim cudem wdałaś się w bójkę?
- Byłam w pubie i jakiś obcy facet się przypierdolił i zaczął obrażać tatę, puściły mi nerwy, więc go uderzyłam i tak jakby przeceniłam swoje możliwości samoobrony. - na moje słowa Luke zaśmiał się pod nosem
- Sam, ty nie masz żadnych umiejętności samoobrony. - najgorsze w tym wszystkim było to, że miał świętą rację
- Dlatego je przeceniłam.
- Piłaś? - to pytanie było gwoździem do mojej trumny
- Tylko trochę. - zapadła wymowna cisza, pod którą się ugięłam - Oj dobra, bardzo trochę. Ale jeszcze nie jestem wstawiona. Przynajmniej się nie chwieję. I mówię wyraźnie. - za wszelką cenę próbowałam udowodnić swoją trzeźwość
- Wiesz, że nie powinnaś dużo pić, zapomniałaś, że masz cukrzycę? - troska pobrzmiewała w głosie Hemmingsa
- Nie, ale od czasu do czasu mi wolno. - powiedziałam krzyżując ręce na klatce piersiowej i udając znawcę w sprawie cukrzycy
- Czy ja wiem, powinienem cię zabrać do lekarza.
- Oj przestań, nic mi nie będzie. Mi nigdy nic nie jest. - na moje nieszczęście Luke właśnie w tym momencie przytknął wacik nasączony wodą utlenioną do rozcięcia na moim policzku, na co syknęłam głośno
- No właśnie widzę.
- Zamknij się, to nie ty się biłeś.
- Sam, zadałaś jeden cios znając ciebie. - Luke ponownie zaśmiał się pod nosem, jakbym była bardzo zabawna
- Ale udany! Zwaliłam go z krzesła. - dyskutowałam z nim jak głupia
- Ta, jasne. - Luke stwierdził niedowierzając w moje słowa
- No tak! Żebyś to widział! - wykłócałam się niczym małe dziecko. Kolejne słowa już cisnęły mi się na usta, ale wtedy Hemmings nasączył patyczek higieniczny wodą utlenioną i przycisnął go do rozciętej wargi, co sprawiło, że zamilkłam jak zaklęta. Chłopak uniósł się do pozycji stojącej pochylając się nade mną, pewnie było mu tak wygodniej. Obserwowałam jego twarz bardzo uważnie.
W końcu Luke odłożył patyczek na półkę i spojrzał na mnie z góry. Poczułam, jak coś cieknie mi z ust i nie, nie była to moja ślina. Umiem się opanować. Przyjaciel starł tajemniczą ciecz z mojej brody i dolnej wargi, a ja zorientowałam się, że to krew cieknąca ze skaleczenia podrażnionego przez patyczek.
Moje serce waliło jak oszalałe, w końcu kciuk Hemmingsa znajdował się na moich wargach, a ja mnie powoli opuszczał zdrowy rozsądek, który nie tak łatwo było odzyskać po urodzinach Jace'a.
Nie spodziewałam się tego, że to nie ja, a Luke zrobi pierwszy krok.
I tym razem oboje byliśmy trzeźwi.
No powiedzmy, ale nie byłam tak pijana, żeby następnego dnia zapomnieć o tym, co miało miejsce.
Luke pochylił się jeszcze bardziej, zabrał rękę z moich ust, po czym zawisł na chwilę oddalony dosłownie centymetry od mojej twarzy, jakby badał, jak na to zareaguję. Siedziałam cicho jak mysz pod miotłą.
Po kilku sekundach oczekiwania, które mi wydały się wiecznością, on w końcu przycisnął swoje wargi do moich.
Straciłam wszelkie opanowanie.
Moją pierwszą reakcją było pochylenie się do przodu, następnie wplotłam dłoń w jego włosy pragnąc przysunąć go jeszcze bliżej siebie. Hemmings z kolei umiejscowił swoją rękę pomiędzy moimi łopatkami.
Po mojej głowie kołatała się jedna myśl: "Najwyższy czas."
Nawet gdyby któreś z nas jakimś cudem by tego nie zapamiętało, wtedy byłam pewna, że powtórzyłabym to bez wahania następnego dnia.
Trwaliśmy tak nie wiem jak długo, ale nie spieszyło mi się z kończeniem. Miałam wrażenie, że serce zaraz wypadnie mi z klatki piersiowej, tak mocno biło.
Nie pamiętam, które z nas oderwało się od drugiego pierwsze, ale mam wrażenie, że to byłam ja. 
Pewnie dlatego, że zabrakło mi powietrza.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie z Hemmingsem, po czym odezwałam się jako pierwsza ledwo artykułując pełne zdania.
- O tym nie zapominajmy, co? - Luke przez chwilę się nie odzywał. Nie wiem, czy był zszokowany, czy co, ale nieważne
- Czyli co? - zapytał zdezorientowany
- Jak to "czyli co"? Nie pocałowałeś mnie po nic chyba, nie? - zadałam retoryczne pytanie
- No nie, ale ostatnim razem...
- Ale od ostatniego razu to ja sobie coś uświadomiłam, okej? - wyznałam prawie szeptem
- Co? - chłopaka wyraźnie zamurowało, ponieważ z trudem wydukał jedno słowo
- No to.
- Czy ja dobrze myślę? - w tamtym momencie zaczęłam go przeklinać w myślach
- Nie czytam ci w myślach, ale po twojej minie sądzę, że tak, dobrze myślisz. - na chwilę zapadła cisza, po której chłopak wydukał zdanie, którego spodziewałam się najmniej
- Jak my powiemy chłopakom? - na jego twarzy malował się wyraz czystego przerażenia
- Luke, półmózgu, to tylko zejście się, nie jestem z tobą w ciąży. - spróbowałam zażartować, co okazało się mało udanym wyjściem
- No dobra, ale mogę się założyć, że będziemy obiektem żartów przez najbliższy miesiąc.
- Wiesz co, mam to gdzieś, dzwonię do Clifforda i mu mówię. - wypowiedziałam to, co pomyślałam i zabrałam się do realizacji planu
- Co?
- To! Nie powstrzymasz mnie! - krzyknęłam łapiąc telefon i wybierając odpowiedni numer. Luke zaczął mnie gonić po mieszkaniu prawie natychmiastowo, ale miałam chwilową przewagę. Zdążyłam się połączyć i jak tylko usłyszałam głos przyjaciela po drugiej stronie słuchawki, wykrzyczałam najszybciej jak potrafiłam.
- Luke i ja się zeszliśmy, roznieś wieść, Clifford mój posłańcu!
- Sam, jesteś pijana? - Michael zapytał prawie natychmiastowo
- Zniewaga! Nie, tylko trochę pod wpływem, ale ja na serio. - nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, ponieważ Luke zaszedł mnie od tyłu, wyrwał telefon z ręki i przerwał połączenie
- Ej! - dałam upust mojemu oburzeniu
- Czyli teraz jesteś moją dziewczyną, tak? - Hemmings zadał pytanie, jakby ta sprawa nie była oczywista
- Jeszcze pytasz?
- Upewniam się. Wiesz, jak się czekało dwa lata. - Luke stwierdził prawdopodobnie będąc pewnym, że mnie to zdziwi
- Jeśli myślisz, że właśnie mnie zaskoczyłeś, to się mylisz. Powiedziałeś mi o tym jak byłeś wstawiony. - wyrzuciłam z siebie z szybkością światła
- Co?
- Przestań to tak powtarzać! - powiedziałam podniesionym głosem jednocześnie całując go w czubek nosa. To było dziwne, ale czułam się tak, jakbyśmy byli razem od dłuższego czasu, a nie od kilku minut, dlatego w ogóle się nie krępowałam. Za to Hemmings nie mógł się przemóc.
- Hej, Hemmings, przyjmij to do wiadomości, jesteśmy razem, okej? Ty łącz się z mózgiem, a ja pójdę po lód na to oko, będę miała jutro śliwę jak nic. - powiedziałam kierując się w stronę kuchni i robiąc dokładnie to, co zapowiedziałam. Po kilku minutach w progu pojawił się Lucas we własnej osobie.
- Przyswoiłeś to już? - zapytałam przykładając ściereczkę z lodem do oka. Chłopak nie odpowiedział, tylko po prostu podszedł do mnie i przytulił tak, że myślałam, że mnie udusi całując czubek mojej głowy.
- To chyba znaczy tak. - wydusiłam uśmiechając się, po czym Hemmings puścił mnie nie oddalając się nawet o centymetr. Staliśmy tak blisko siebie jak wtedy w łazience. Spontanicznie wspięłam się na palce i po raz kolejny pocałowałam go w nos. Krótko po tym ziewnęłam i bez słowa chwyciłam chłopaka za nadgarstek ciągnąc go w stronę sypialni, gdzie wciąż bez słowa rzuciłam się na pościel i wtuliłam się w niego jak w pluszaka.
Zasnęłam z nosem wtulonym w jego koszulkę, szczęśliwsza niż nigdy dotąd.

___________________________________________________________________________________

Opóźniona o jeden dzień, ale jestem z obiecanym rozdziałem. Rooks ożyło, cieszycie się? Dziękuję za wszystko, miśki, jesteście najlepsi :* Zachęcam do komentowania, do zobaczenia za tydzień xx

2 komentarze:

  1. Tak!!! Nareszcie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne, bardzo podoba mi się twoje FF.
    Chciał również zaprosić cię do siebie, ale z tego co widzę nie posiadasz zakładki "spam", więc dam linka tutaj. Mam nadzieję, że ci to nie będzie przeszkadzało :)

    http://feelingfanfictionharrystyles.blogspot.com/

    Życzę dużo weny! ♥

    OdpowiedzUsuń